A
A
A
Wysoki kontrast
ENGLISH
Proszę wprowadzićminimum 3 znaki
Aktualności

ROZMOWA Z PROFESOREM ROMANEM SZULEM O NAUCE JĘZYKÓW OBCYCH

„Od uczenia się języków można się uzależnić”

Ile zna Pan Profesor języków obcych?

Bardzo często, gdy się specjaliście w jakiejś dziedzinie zada proste pytanie dotyczące jego dziedziny, to się okazuje, że nie potrafi on dać jasnej odpowiedzi i „dzieli włos na czworo”. Ja, niestety, zachowam się tak samo i odpowiem, że nie wiem ile znam języków. Trudność wynika z kilku powodów: 1) z trudności ustalenia co to znaczy „znać język”, 2) ze zmienności w czasie umiejętności językowych (zapominania i przypominania sobie), a wreszcie 3) z trudności zdefiniowania co to jest język.

Znajomość języka składa się z czterech luźno ze sobą powiązanych umiejętności: mówienia, rozumienia mowy, pisania i czytania. Najłatwiejsza umiejętność to czytanie. Najtrudniejsza – w zależności od różnych okoliczności – mówienie lub rozumienie mowy. Czasem może być inaczej i czytanie będzie trudniejsze niż rozumienie mowy, jeśli ktoś nie zna pisma danego języka. Do tego dochodzi różny stopień biegłości w każdej z tych czterech umiejętności. W tej sytuacji pojawia się problem: kiedy (przy jakim stopniu biegłości w każdej z tych umiejętności) możemy powiedzieć, że ktoś zna język?

Znajomość języka, podobnie jak każda umiejętność, jeśli nie jest używana, to ulega zapominaniu, lub, jak ja to określam, opada na nią kurz. „Najgęstszy kurz” opada na słownictwo i znaki (w przypadku pism ideograficznych, jak np. pismo chińskie). Dłużej trzyma się znajomość struktur gramatycznych, choć w szczegółach też może zachodzić szybkie „opadanie kurzu”. Znajomość języka można „odkurzyć”, ale to też wymaga czasu, choć mniej niż pierwotne uczenie się. Tak więc liczba języków, które zna dany człowiek, bez względu jak tę znajomość definiować, jest zmienna w czasie.

No i definicja języka – bardzo polityczna kwestia. Kiedyś np. uważano, że istnieje jeden język serbskochorwacki, dziś niektórzy uważają, że są cztery języki: serbski, chorwacki, bośniacki i czarnogórski. Dawniej kaszubski uważano za dialekt języka polskiego, dziś oficjalnie jest uznany za język regionalny, a uznania tego odmawia się śląskiemu itd.

Wiem, że w ten sposób unikam odpowiedzi na pytanie. Ale jeśli już musiałbym odpowiedzieć, to odpowiedziałbym tak: dość dobrze we wszystkich z tych umiejętności znam kilka języków: rosyjski, angielski, hiszpański, serbsko-chorwacko-bośniacko-czarnogórski, czeski i może niemiecki. Z tymi językami mam na tyle często do czynienia, że nie zdążą się mocno ”zakurzyć”. Czytać potrafię, z różną biegłością (po „odkurzeniu”) w około 35 uznanych językach.

Jakie są najciekawsze języki obce, jakie Pan Profesor poznał?

Domyślam się, że „ciekawe” języki, to języki „egzotyczne” czyli pozaeuropejskie jak też rzadko używane. Tu mogę wymienić, z jednej strony, chiński, japoński, hindi, hebrajski, a z drugiej strony górno- i dolno serbołużycki, z tym, że jest to prawie wyłącznie umiejętność czytania (trochę mówię po hebrajsku, ale będąc w Izraelu posługuję się głównie angielskim i rosyjskim; kiedyś mówiłem też w jidysz, ale już nie mam z kim rozmawiać w tym języku). Pewien profesor z PAN, z którym podczas pewnej konferencji w Pekinie razem chodziliśmy i jeździliśmy taksówkami po mieście później opowiadał o mojej znajomości chińskiego, ale znajomość ta ograniczała się do czytania niektórych napisów i mówienia taksówkarzom, gdzie mają nas wieźć i do targowania się o cenę przejazdu. Gdy taksówkarz próbował wdać się w dłuższą konwersację, to przerywałem ją formułką: duibuqi, wo bu shuo zhongwen – przepraszam, nie mowie po chińsku. „Ciekawy” jest też węgierski ze względu na jego odmienną strukturę w stosunku do języków europejskich, ale po węgiersku też raczej tylko czytam i nie silę się na mówienie w tym języku z węgierskimi partnerami.

Jakie ma Pan Profesor wskazówki dla młodych adeptów nauki języków obcych?

Wskazówki dla uczących się są proste i brutalne – praca, a żeby pracować, trzeba mieć chęć, i to nie tylko chęć znania języka, ale przede wszystkim chęć poznawania języka, trzeba znajdować przyjemność w poznawaniu języka, w korzystaniu z języka. Pracy nie zastąpią kursy, podręczniki czy różne cudowne sposoby. Z tym, że praca powinna być uzależniona od celu – czy chcemy biegle władać (w czterech umiejętnościach) językiem czy wystarczy nam np. bierne rozumienie, zwłaszcza w piśmie. W tym pierwszym przypadku trzeba przerabiać podręczniki „od deski do deski”, przerabiać wszystkie ćwiczenia, uczyć się słówek i powtarzać, powtarzać. A potem praktykować – słuchać, czytać, mówić, jeśli jest okazja. Oczywiście, kursy nie zaszkodzą. Jeśli chodzi o mnie, to poza lekcjami rosyjskiego i niemieckiego w szkołach i na studiach, chodziłem tylko na jeden kurs – słowackiego. A to dlatego, że mój kolega z akademika na Kickiego zakochał się w lektorce słowackiego (Słowaczce) i prosił mnie, żebym chodził z nim na kurs i mu podpowiadał (słowacki znałem już nieźle wcześniej). No i chodziłem i podpowiadałem, ale po pewnym czasie jemu znudziło się chodzić (albo się odkochał) a mnie było głupio rezygnować, bo kursantów było coraz mniej. Na kursie dostawałem na testach regularnie „jedynki” (najwyższa ocena) a na zakończenie kursu udzieliłem wywiadu radio czechosłowackiemu (to było w latach siedemdziesiątych). A słowackiego przed tym kursem nie uczyłem się regularnie, tylko przez kontakt – w moich rodzinnych stronach odbierało się telewizję czechosłowacką, poza tym wiele czytałem po słowacku. W podobny sposób poznawałem inne języki, zwłaszcza słowiańskie. W przypadku kilku języków naukę ograniczałem do porównania gramatyki danego języka z językiem „bazowym” i po poznaniu różnic przystępowałem do czytania. Tak np. postąpiłem z portugalskim porównując do z hiszpańskim), z katalońskim (porównanie z włoskim i hiszpańskim) itd. Oczywiście, taka metoda ma swoje oczywiste wady – trudność w aktywnym używaniu języka i np. będąc w Portugalii zachowuję się jak typowy Hiszpan – mówię po hiszpańsku licząc, że Portugalczycy mnie zrozumieją a ja ich.

Jaki jest ulubiony język Pana Profesora?

Nie mam ulubionego języka. Kiedyś moim ulubionym językiem był ten, którego się właśnie uczyłem. Ale od wielu lat nie uczę się nowych języków – obowiązki zawodowe i domowe nie pozwalają mi na oddawanie się temu uzależnieniu – bo od uczenia się języków można uzależnić się jak od wszystkiego. Z różnymi językami mam natomiast różne przyjemne wspomnienia. Chyba najważniejsze to to, kiedy dwa lata temu moja znajomość hiszpańskiego wybawiała od kłopotów naszą sześcioosobową grupę geografów politycznych (głównie z Łodzi) w Boliwii i Peru. Nie wszyscy w świecie znają angielski, a nawet jeśli znają, to łatwiej można z nimi coś załatwić mówiąc w ich języku, w tym przypadku po hiszpańsku. Poza tym przyjemność mi sprawiało, gdy rosyjscy, hiszpańscy czy angielscy native speakerzy brali mnie za rodaka albo przynajmniej za rezydenta, albo gdy ukraińscy studenci bili mi brawo za wystąpienie po ukraińsku, lub gdy sprzedawczyni w sklepie w Ejlacie na moje zapytanie po hebrajsku odpowiadała mi po hebrajsku, a nie po angielsku albo rosyjsku, itd.

Czy mógłby Pan Profesor polecić jakąś książkę w tym temacie?

Jeśli chodzi o podręczniki do nauki języków obcych, to niczego nie odważę się polecić. Natomiast jeśli chodzi o kwestię językową jako zjawisko polityczne, to oczywiście polecam swoją książkę „Język, Naród, Państwo” wydaną w 2009 roku przez PWN. Napisałem też sporo artykułów na tematy polityczno-językowe, ale chyba nie jest to miejsce na spis publikacji. Mogę też polecić Wikipedię, gdzie pod hasłem „język polski” jestem cytowany jako jedno z wielu źródeł, natomiast pod hasłem „język retoromański” jestem cytowany jako jedyne źródło. Być może jestem jeszcze gdzieś cytowany, ale nie sprawdzałem.

Dziękuję za rozmowę.